Narzekanie to nasza specjalność. Pogoda jest przeważnie zła, zdrowie nie takie, rząd nieodpowiedni, ceny jak zwykle rosną. Utyskujemy z powodu psich kup, dróg dziurawych, wariackich kierowców i spóźniających się pociągów (obowiązkowo z brudnymi toaletami). A jak się pojawi coś nowego, to też trzeba marudzić: ten budynek pomalowali na złe kolory, tu spieprzyli chodniki, tu już się zapada studzienka, a tutaj nie zdążyli na czas.
Fatalnym miejscem jest miejsce pracy, w której szef jest okropny, biurko za małe, a krzesło niewygodne, zaś pani Bożenka nawet nie potrafi po sobie umyć kubka. Marudzimy na wakacjach, bo tu za drogo, tu jest tanio, ale pokój z widokiem na parking, a w ogóle ci wszyscy Arabowie są brudni i nachalni.
Podobnie jest w naszym ponoć kolorowym środowisku LGBTQ (nie lubię Q, ale Naczelna będzie marudziła, że znowu pomijam kolejną ważną literkę). Jest inicjatywa numer jeden – to marudzą jedni. Ktoś podejmuje inicjatywę numer dwa, to już się kłócą, pyszczą na siebie i zatapiają paznokcie w karku oponenta. Wszystko to w sosie pewnej beznadziei, bo w końcu mimo iż mamy jedną (no, może dwie) partie, które będą próbowały zalegalizować związki partnerskie, to prędzej polecimy wszyscy na Marsa niż posłowie i posłanki spod szyldu „tak mi dopomóż Bóg” nacisną przycisk na „tak”. Trzeba rewolucji, trzeba zapału i siły.
Ale skąd wziąć zapał, skoro mamy chwalebnie kolejny tydzień grudnia, samochód trzeba co rano drapać, niedługo będzie zima (i drogowcy znów nawalą), a z zimą pozostaje nam tylko chodzenie na roraty, upojne wieczory w supermarketach i śpiewanie kolęd do lutego.
A można zupełnie inaczej. Oto jak staram sobie radzić z zimową chandrą:
1. Kończę ten felieton, zamykam już te Homiki (nie wdając się w dyskusje w komentarzach), zakładam czapkę i na spacer! Nic tak nie pomaga na chandrę jak ruch.
2. Unikam supermarketów. Nic tak nie frustruje jak widok tłumów pędzących do wyimaginowanych promocji wśród styropianowego śniegu i kiczowatych mikołajów.
3. Planuję wakacje. Myślenie o wakacjach bardzo poprawia mi humor. Zaglądam do albumu ze zdjęciami albo po prostu wędruję palcem po mapie.
4. Wysyłam kartki świąteczne. Prawdziwe, papierowe. To naprawdę cieszy, kiedy ze sterty rachunków i gazetek Lidla wygrzebujesz list napisany przez żywego człowieka, nie automat.
5. Celebruję. Czy agnostyk może celebrować Boże Narodzenie? A dlaczego nie? W kogokolwiek wierzysz i jakkolwiek to sobie tłumaczysz, zawsze można się cieszyć radością tych, który cieszą się razem ze mną.
I po ostatnie, nie marudzę. I nie mów, że ta lista Cię nie dotyczy, że zrobiłbyś/ zrobiłabyś to lepiej. To tylko mój sposób na uniknięcie zimowej chandry.
Antoni Kropka – wujek felietonista
[Re: Świąteczna chandra]
Tak się tylko zastanawiam co autorka miał na myśli?
[Re: Świąteczna chandra]
„Chandra” to słowo, które mi się kojarzy z literaturą dla dziewczynek w wieku gimnazjalnym. Pisanie karteczek świątecznych też nie jest szczególnie męskie. Kropka chyba powinien polubić to Q.
Ja nigdy nie mam doła z powodu świąt i grudnia.
Jestem bardzo grzecznym chłopcem i dlatego, co roku odwiedza mnie pewien pan z brodą, wielką laską i pełnym worem.
[Re: Świąteczna chandra]
Boże Narodzenie to moje ulubione święta.
[Re: ]
Chandra jest bardzo męska, Onieginowska…
A Świąt nie znoszę – więc trochę pomarudzę…
[Re: Świąteczna chandra]
@Srulek
to żydzi też to obchodzą? myślałeam, że mają te hanuki czy coś..?
[Re: Świąteczna chandra]
@ alexanderson
Melancholia, nostalgia bywają jak najbardziej męskie. Ale słowo „chandra”?
Gdyby mi kumpel powiedział: „wiesz, mam chandrę”, to bym go raczej nie skojarzył z Onieginem, tylko z jakąś Anią z Zielonego Wzgórza lub innym shitem.
[Re: Świąteczna chandra]
Wyjątkowo Peter ma rację.
Peter, przyznaj, kręci Cię taki Mikołaj [images.sodahead.com]?
[Re: Świąteczna chandra]
Aha, jeszcze jedno, proszę nie usuwać powyższego linku, gdyż obrazek, który ukazuje się naszym oczom po kliknięciu w ów link ma za zadanie pomagać nam wszystkim, a przynajmniej części z nas, w przezwyciężeniu zimowej tudzież jesiennej melancholii, nostalgii, a nawet chandry. Dziękuję. Serdecznie pozdrawiam!
[Re: Świąteczna chandra]
Srulek,
ty już ty tyle razy napisałeś, że „Peter ma wyjątkowo rację”, że to „wyjątkowo” przestaje już pasować.
Ten Mikołaj mi się nie podoba:(
Koleś w takiej bieliźnie zdecydowanie odpada.
[Re: Świąteczna chandra]
Ja też mam świąteczny prezent dla:
- Aleksandersona oraz innych biseksualnych facetów
- polyamorusa/ lateksowej transetki/ kakaowego łasucha, ponieważ jest chyba hetero, ale przy okazji to także straszny nudziarz, który powinien się odprężyć
- lesbijek (sorry dziewczyny, nie miałem żadnych dziewczyn w waszym typie-żadnej Kingi Dunin, żadnych panienek w glanach lub kobiet z ćwiekami, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie)
http://www.youtube.com/watch?v=rXspgPH70BA
[Re: Świąteczna chandra]
Załóżmy, że on nie ma majtek albo, że zaraz je zdejmie. I co wtedy?
[Re: Świąteczna chandra]
Alexanderson jest bi? Myślałem, że gej. Przecież jego żadna dziewczyna nie będzie chciała!
[Re: Świąteczna chandra]
Co się stanie jak je zdejmie?
Nie wiem. Pewnie będzie goły.
[Re: Świąteczna chandra]
Czy wtedy może być?
[Re:]
@Peter Pan:
Słowo „chandra” pada w tekście poematu Puszkina (I, XXXVIII) jako swojski odpowiednik angielskiego „spleenu” i określenie stanu bohatera, więc jej skojarzenie z Onieginem jest dla mnie pierwszoplanowe i oczywiste…
@Srulek:
Gdzie na tym obrazku jest Mikołaj? Ja widzę raczej King Konga – wielką zarośniętą małpę. Takie upodobania nawet się jakoś nazywają…
[Re: Świąteczna chandra]
@ Alex
To nie małpa, ale 100% facet!
[Re:]
Dla mnie to synonimy…
[Re: Świąteczna chandra]
@ Alex
O.K. Oniegina czytałem po niemiecku, nie znam polskiego tłumaczenia.
Ale koleś był w porzo i wybaczam mu, że w polskim tłumaczeniu miewał „chandrę”.
Facet Srulka, też mi się nie podoba, ponieważ w przeciwieństwie do niego i Sonii, wolę ludzi niż rysunki.
Ciekawi mnie tylko, co uważasz za synonimy?
Facet=małpa? Owłosiony facet=małpa? czy 100% facet=małpa?
Pierwsze to mizoandria, drugie to jakiś „hairyzm” a trzecie to kwestia definicji.
Bo jeśli ktoś 100% faceta definiuje tak, jak przeciętna dresiara to rzeczywiście, zgadzam się, takich „100% facetów” można tak nazwać.
Jednak istnieją też inne definicje.
[Re:]
@Peter Pan:
„Chandra” jest nie tylko w polskim tłumaczeniu, ale i w oryginale (na zasadzie: „dotknięty był spleenem, czyli po prostu naszą ruską chandrą” – to może być nawet słowiański lub wprost rosyjski termin, powstały ze zniekształcenia drugiego członu w „hipo+chondria”). A swoją drogą – czytać Puszkina po niemiecku to jakiś masochizm – to nie powieść do śledzenia akcji, tylko poemat do smakowania języka i wtrętów narratora-autora…
„Małpą” jest dla mnie to (100% facet, jak to określił), co pokazał Srulek – w Twoich propozycjach byłoby to połączenie drugiego z trzecim…
[Re: Świąteczna chandra]
@ Alex
No, biorąc pod uwagę germanofilię rosyjskich elit za czasów Puszkina, wpisałem się w „ducha epoki”.
Czy sądzisz, że język Goethego nie radzi sobie z poematem dygresyjnym? Nie sądzę, w końcu pierwszy istotny utwór tego typu powstał w języku germańskim, konkretnie angielskim. Więc może bliżej Onieginowi do niemieckiego, niż do polskiego?
Oczywiście najlepiej było to przeczytać po rosyjsku, ale niestety nie znam tego języka:(
[Re:]
Puszkin był bardziej z ducha francuskiego klasycyzmu niż germanofilem jak jego młodsi koledzy z kręgu idealistów moskiewskich.
Nie powiedziałem, że język Goethego nie radzi sobie z poematem dygresyjnym jako gatunkiem lit. – mam raczej wątpliwość, czy jest w stanie dać ekwiwalent dźwięczności i rytmu (wschodnio-)słowiańskiej poezji. Ale ja z kolei nie znam niemieckiego, więc pewnie operuję stereotypowym wyobrażeniem Polaka na temat tego języka. Choć samych Niemców postrzegam pozytywnie…