Zapraszamy jak zwykle do nieustannego poszerzania wiedzy. Tym razem czytamy Duży Format o Chinach:
http://serwisy.gazeta.pl/df/1,34467,3637749.html?as=4&ias=5&startsz=x [1]
na zachętę fragmenty:
– Chińskie Biuro Polityczne może wkrótce zaskoczyć świat i zalegalizować małżeństwa gejów – mówi Koen, belgijski gej, który mieszka w Szanghaju ze swym chińskim partnerem Yao. – Pod wpływem Yao przestałem głośno analizować swoje uczucia. Nauczył mnie, że problemy emocjonalne lepiej samemu rozwiązywać, niż o nich mówić.
Nauka jest wzajemna. Kiedyś Yao rzucał na powitanie suche: wróciłem. Reszta była w domyśle. Dziś dodaje: kocham cię.
W mandżurskich Chinach związki homoseksualne były akceptowane. Żonaty mężczyzna mógł mieć konkubinę, ale też kochanka. Prześladować ich zaczęli maoiści.
Do 1997 roki skazywano ich w Chinach za „chuligaństwo”, do 2001 roku leczono jako chorych psychicznie. Do niedawna byli w głębokim podziemiu, ale w kosmopolitycznym Szanghaju z niego wychodzą. Od pewnego czasu funkcjonują tu gejowskie kluby, dyskoteki, bary.
Tong Ge to literacki pseudonim gejowskiego pisarza, który mieszka w Chinach, a wydaje w Hongkongu.
„Chiny są pokryte lodem – pisze. – Biurokracji, tradycji i etyki. My, towarzysze, chcemy rozgrzać to zlodowacenie ciepłem naszych ciał”.
Chińscy geje mówią do siebie ironicznie tongzhi, towarzysze.
Chińczycy nie są religijni i obce im jest pojęcie grzechu, ale Konfucjusza, który ukształtował ich myślenie, coś w homoseksualizmie niepokoiło.
„Są trzy rzeczy sprzeczne z oddaniem synowskim – powiedział chiński Mistrz. – A najważniejsza z nich to brak dzieci”.
Na razie niedoinformowani Chińczycy są niewinni jak dzieci.
– Chińscy rodzice nigdy niczego nie podejrzewają – mówi Koen.
Jednak kiedy ze swoim partnerem, z zawodu wizażystą, odwiedził jego rodziców, spotkali też ciotkę. Ona sama miała syna homoseksualistę. Jak to w Chinach: ożenił się, spłodził dziecko, a potem się rozpił. Przerażeni rodzice przeszukali pokój syna. Znaleźli dziennik. Ale zaakceptowali – po miesiącach ponurego milczenia – jego homoseksualny związek. Bo syn homoseksualista to dla rodziców utrata twarzy. Coś najgorszego, co ich może spotkać. Nie spłodzi syna, nie przedłuży rodziny.
Wreszcie Yao poprosił rodziców o rozmowę. Spytał, czy chcą, by był całe życie nieszczęśliwy. Ale przekonywał ich też, że dla Chińczyka związek z cudzoziemcem to rzecz dobra sama w sobie.
Dziś Koen i Yao żyją razem, ale tylko ich zachodni znajomi wiedzą, że są parą. Gdy dowiadują się Chińczycy, wciąż są zgorszeni.
– W Chinach o trudnych sprawach się milczy – mówi Koen. Kiedy zaczynasz o nich rozmawiać, budzisz zawstydzenie i narażasz siebie i rozmówcę na – znowu – utratę twarzy.
– Ściągnęłam z internetu „Tajemnicę Brokeback Mountain”, ale obejrzałam tylko kawałek – mówi mi 24-letnia Tan, poważna dziewczyna, która przygotowuje się do trudnego egzaminu na audytora. – To wbrew naturze.
Ale w marcu w Pekinie na dorocznej sesji chińskiego fasadowego parlamentu wpłynął, ni z gruszki, ni z pietruszki, projekt ustawy o legalizacji małżeństw homoseksualnych. Złożyła go słynna chińska seksuolog Lin Yinhe.